Widzieliście tanie loty do Ałmaty i zastanawiacie się nad wyprawą do Kazachstanu? Dobrze trafiliście. Wrzucamy gotowy plan wyjazdu, przetestowany na własnej skórze na przełomie lipca i sierpnia 2018. Trasa na ok. tydzień samochodem z widokami na step, góry, kanion, jeziora i chrumkającą mini-pustynię. Na koniec parę dobrych rad.
Dzień 1.
Wydostać się z Ałmaty nie jest łatwo, bo miasto jest wielkie, a ruch spory, dlatego pierwszy dzień to krótka trasa do Wąwozu Turgen. Lepiej wybrać drogę przez Talgar niż A351, bo jest mniejszy ruch i mniej policji. Przy bramie parku trzeba opłacić wjazd (200TG za osobę), potem dojechać ok. 10km asfaltem do mostu, gdzie zaczyna się trasa na Wodospad Niedźwiedzi (przyjemny spacer ok. pół godziny w jedna stronę). Po powrocie do auta warto zapuścić się kolejne 10km tą drogą do Batan, gdzie kończy się asfalt, a droga zaczyna się rozwidlać. Na prawo zaczyna się szlak na Wodospad Kairak (trekking ok. 4h w obie strony). Na lewo trasa na opuszczony teleskop. Łapcie MAPKĘ dla orientacji.
Nocować można w namiocie (wszędzie wolno się rozbić) lub w jurtach i gospodach, których jest sporo na terenie parku (im bliżej bramy, tym więcej).
Dzień 2. i 3.
Wieś Saty to dobra baza wypadowa zarówno na jezioro Kaindy, jak i jeziora Kolsai. Jest tu trochę noclegów – zarówno pokoi, jak i jurt do wynajęcia.
- Droga do Kaindy jest zła. Porostu zła. Doświadczony kierowca z porządnym wozie 4×4 będzie pokonywał tę drogę w godzinę (dystans: 12km, słownie: DWANAŚCIE KILOMETRÓW). Dziury, kamienie, rzeka przecinająca drogę i dość strome podjazdy. Można wynająć kierowcę z samochodem, który Was tam zawiezie ze wsi (8.000 – 10.000 TG za całe auto, warto się z kimś zrzucić). Wstęp na jezioro kosztuje 727 TG od osoby plus 1000 TG za auto. Od parkingu ok. 20-30 minut pieszo stromo w dół. Widoczki są piękne i każdy, kto kiedykolwiek natknął się na info o Kazachstanie w necie, na pewno widział jezioro Kaindy z zatopionymi przed prawie 100 laty drzewami. Koło parkingu można rozbić namiot.
- Jeziora Kolsai – jest ich trzy. Pierwsze jest 13 km od Saty i znajduje się tuż przy parkingu (tu można rozbić namiot). Wstęp na jezioro kosztuje 727 TG od osoby plus 1000 TG za auto. Z pierwszego jeziora warto zrobić trekking na drugie jezioro. Szlak to 8km i ponad 400m przewyższenia w jedną stronę, szczególnie ostatnie 2km dość stromo – koniecznie: dobre buty trekkingowe, kijki i prowiant. Zacznijcie trasę wzdłuż PRAWEGO brzegu jeziora Kolsai 1 wówczas nie trzeba będzie przekraczać rzeki. Oferowane są też wycieczki konne, ale serce pęka na widok tych biednych koni wspinających się stromo po kamieniach i korzeniach lub momentami grzęznących w błocie. Drugie jezioro jest też piękne i niektórzy zatrzymują się tu na noc (trzeba zabrać swój namiot i jedzenie – nie ma sklepików). Bez względu na to, czy nocujecie, czy nie, trzeba wziąć paszport, bo jest tam pogranicznik, który wszystkich kontroluje. Co do zdobywania trzeciego jeziora, które jest 5 km dalej, zdania są podzielone. Gdzieś czytaliśmy, że można iść, inni mówili, że zabronione, bo i Kazachstan i Kirgistan roszczą sobie do niego prawa, więc nie wiadomo do końca, czy czasem nie przekroczycie nielegalnie granicy. My w każdym razie nie próbowaliśmy.
Dzień 4.
Kanion Szaryński to sława sama w sobie i wizytówka Kazachstanu. Być w tym kraju i go nie zobaczyć, to jak być w Paryżu i nie zobaczyć wieży Eiffla. Droga do kanionu jest w budowie i jedzie się powoli. Wstęp kosztuje 727 TG za osobę. Można zjechać samochodem do wewnątrz kanionu (uwaga – zjazd bardzo stromy, warto mieć 4×4) lub zaparkować na górze i przejść dołem 2-3 km do końca, czyli do rzeki. Kanion oczywiście ciągnie się o wiele dalej (ok. 150 km), ale nie da się już więcej przejść. Przy rzece znajduje się Eco Park z miejscami noclegowymi (od 25.000 TG/os./noc!) i miejscówkami na namioty, gdzie można się rozbić za darmo. Można też nocować na górze kanionu. Weźcie swoje jedzenie – nie ma sklepów. Niektórzy spędzają tam tylko 2-3 godziny, ale naszym zdaniem warto zatrzymać się na dłużej – świt nad kanionem jest obłędny!
Dzień 5. i 6.
Do Parku Narodowego Altyn Emel wiedzie droga przez Szonży (Uwaga! Na znakach zapis „Chunja” dla zmylenia przeciwnika), potem świetna, pusta autostrada, która jest chunjowo oznakowana i nawet miejscowi przystają (TAK! Na autostradzie!), żeby zastanowić się, którym zjazdem zjechać do miasteczka Koktal, a potem do wsi Basshi (zwanej też Kalinino). Bilety do parku (1012 TG/os) kupuje się w tejże wsi, więc nie pędźcie od razu pod bramy parku, bo będziecie się musieli wracać. Czasami przy kupnie biletu strażnicy przydzielają turystom obowiązkowego „przewodnika”, który zgarnia po 600TG od osoby. Nam na szczęście nikogo nie dokoptowali (może dlatego, że było nas tylko dwoje, a może dlatego, że nocowaliśmy przy bramie i nie miałby kto nieboraka zawieźć do Basshi), ale widzieliśmy auto z 5 turystami i upchniętym „przewodnikiem”. Dojeżdżając w stronę parku zobaczycie rozwidlenie – w prawo na Śpiewającą Wydmę (30km), w lewo na marsjańsko czerwone góry Aktau (75km). Jeśli Wam się spieszy, możecie zobaczyć obie atrakcje jednego dnia. My rozbiliśmy to na dwa dni, bo uwielbiamy pustynne klimaty. Pamiętajcie, że bramy parku zamykane są o 21.00, a biuro o 18:00. Nie wpuszcza się osób bez samochodu – jeśli jedziecie na stopa, szukajcie okazji pod biurem parku w Basshi. We wsi jest też dużo opcji noclegowych. Można również spać w pokojach u gospodarzy przy bramie na wydmę (2.500 TG zł/os) lub rozbić się namiotem u nich w ogródku (za pozwoleniem oczywiście). Patent na to, jak usłyszeć „śpiewanie” wydmy, znajdziecie TUTAJ.
Dzień 7.
Jezioro Tuzkol, zwane Morzem Martwym Kazachstanu – rany, jak tam pięknie i cicho! Jesteśmy w szoku, że prawie nikt tam nie jeździ! Może dlatego, że to z dala od wszystkiego. Najpierw trzeba kierować się do Kegen i jest to ostatnie większe miasteczko. Jeśli nie chcecie spać w namiocie, to bliżej jeziora nie znajdziecie noclegu. Potem 65km wąską, połataną drogą do wsi Karasaz i stamtąd kilkanaście kilometrów szutrem nad jezioro. Widoki są bajeczne – zwłaszcza odbijające się w tafli wody 7-tysięczniki Tien Shanu – Chan Tengri i Pobeda. Wkoło totalna cisza. Jeśli wierzycie w uzdrawiającą moc błotka, to możecie nacierać się czarną, śmierdzącą mazią z dna jeziora – upewnijcie się tylko, że macie dużo słodkiej wody, żeby się umyć.
Dzień 8.
Powrót do Ałmaty (co najmniej 6-7 godzin jazdy) lub przejazd do Kirgistanu. My wybraliśmy tę drugą opcję. Kilkanaście kilometrów przed i za przejściem granicznym Kegen – Tup/Kensu droga jest w fatalnym stanie, więc jedzie się bardzo powoli. Jeśli chcecie skorzystać z tego przejścia, to upewnijcie się, czy jest otwarte, bo działa tylko sezonowo (w zależności od warunków atmosferycznych od maja do października w godzinach 9-18). Formalności poszły nam sprawnie i po 20-30 minutach byliśmy już w Kirgistanie, o czym możecie poczytać TUTAJ.
Jeśli zdecydujecie się jednak wracać do Ałmaty, to polecamy choć jeden trekking. Jest dużo szlaków zaczynających się z Szymbulaka (2200m n.p.m.). Dotrzecie tam z Medeu pieszo (spory kawał pod górę asfaltem), eco busem za 300 TG w 1 stronę lub kolejką linową (gondolą) za 1.500 TG w 1 stronę. Nie można, niestety, wjechać własnym samochodem. Nam udało się dotrzeć pod Alpingrad (3450m n.p.m.). Czy było łatwo i jakie były widoki, zobaczycie TUTAJ.
Dobre rady:
- Wizy – od 2017r. Polacy nie potrzebują wiz do Kazachstanu (do 30 dni pobytu). Przy wjeździe do kraju upewnijcie się, że urzędnik imigracyjny wbił Wam do karteczki DWIE pieczątki i pilnujcie tej kartki jak turysta miejscówki w pociągu. Będzie niezbędna do opuszczenia kraju.
- Waluta – 1 PLN to +/- 100 TG, więc łatwo się wszystko przelicza. W dużych miastach można płacić kartą. Kantory chętnie wymieniają euro lub dolary (te drugie mają nieco korzystniejszy kurs). Pamiętajcie też, żeby zabrać nowe dolary (z dużymi wizerunkami prezydentów), bo tych starych nie chcą wymieniać. W wioskach trzeba mieć lokalną gotówkę.
- Noclegi – w wyżej wymienionych miejscach jest sporo ofert noclegowych. Nic nie trzeba rezerwować z góry. Jedziecie przez wioski i znajdzie się zawsze jakiś szyld „komnaty” lub numer telefonu, a jak nie, to wystarczy spytać w sklepie i miejscowi pokierują. Kazachstan to kraj nomadów, więc nie ma zakazu rozbijania się namiotem na dziko i to jest piękne. Warto też choć raz zanocować w tradycyjnej jurcie. Ceny pokoi są dość niskie i negocjowalne (od ok. 2.500 TG/os/noc).
- Język – jeśli nie znacie rosyjskiego, to nie będzie łatwo, co nie znaczy, że totalnie się nie dogadacie. Warto nauczyć się cyrylicy i ogarnąć ze 20-30 najpotrzebniejszych słów, do tego reszta po polsku i nie zginiecie. Czasem trafiają się wioski, gdzie ludzie mówią tylko po kazachsku i nie znają rosyjskiego. Wtedy na migi ? Angielski nie przydaje się właściwie wcale.
- Transport:
¤ Wiele osób jeździ stopem i napotkani podróżnicy mówili, że samochody chętnie się zatrzymują, ale UWAGA! Nie za darmo! Najpierw trzeba się dogadać z kierowcą na cenę.
¤ Kursują też tanie marszrutki, ale nie dojeżdżają często do głównych atrakcji turystycznych i trzeba iść z buta, albo liczyć na stopa.
¤ Niektórzy rezerwują samochód z kierowcą. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak podróżować w takich kombinacjach, to polecamy wpis na zaprzyjaźnionym blogu Mus Mozołu.
¤ My postawiliśmy na niezależność, szybkość i wygodę i wynajęliśmy w Ałmacie samochód Reanult Duster 4×4 w firmie Iron Horse Nomads. Możemy ich zdecydowanie polecić – rzetelni, nie naciągają, zezwalają na wyjazd do Kirgistanu i, co ważne, mówią po angielsku, bo to Amerykanie. Jedyne o czym trzeba pamiętać, to rezerwacja z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, bo wozy rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Nie mieliśmy absolutnie żadnych problemów z autem na trasie 2650km. Jeśli powiadomicie ich odpowiednio wcześniej, możecie oddać auto przed terminem i zwrócą Wam pieniądze za niewykorzystane dni. Paliwo w Kazachstanie jest bardzo tanie – ok. 175 TG za litr, więc nic tylko tankować i jechać. Trzeba jedynie uważać na miejscowych piratów drogowych, którzy znacznie przekraczają prędkość, wymuszają pierwszeństwo i wyprzedzają na trzeciego pod górę na zakręcie. Ponoć często nie mają w ogóle prawa jazdy, za to mają promile. Stan dróg bywa różny. Przed wyjazdem czytaliśmy dużo o skorumpowanej drogówce, ale nikt nas nigdy nie zatrzymał i nie musieliśmy dawać żadnych łapówek. - Telefon i internet – dwie najpopularniejsze sieci to Beeline i Kcell. Mieliśmy ten pierwszy, kupiony już na lotnisku w Ałmacie, ale nie byliśmy zadowoleni, bo zasięg 3G poza Ałmatą był kiepski (częściej go nie było). Kcell ma zdecydowanie lepszy zasięg. W Beeline karta SIM z doładowaniem na tydzień kosztuje 1.000 TG.
- Dron – jeśli chcecie latać dronem, to dla urządzeń do wagi 1,5kg nie potrzebujecie żadnych specjalnych zezwoleń.
- Bezpieczeństwo – największe niebezpieczeństwo to wariaci za kierownicą. Poza tym nigdy nie czuliśmy się zagrożeni. Zachowajcie normalne środki ostrożności, jak w Polsce.
- Jedzenie – tłuste i słone. Głównie mięso (baranina, wołowina i czasami konina), ale jeśli nie jecie mięsa to też nie zginiecie – dużo potraw mącznych, miód, pyszne i tanie warzywa i owoce. Herbata z tłustym mlekiem i śmietana gęsta prawie jak masło to coś, czego na pewno nie zapomnimy. W Ałmacie kranówka jest zdatna do picia, ale w innych miejscach nie. Woda w strumyczkach może być zanieczyszczona odchodami wypasanych zwierząt.
- Pogoda – w lipcu i sierpniu jest totalna „żarka”, jak mówią miejscowi, czyli temperatury grubo ponad 30℃. Nawet na wysokości ok 2000m n.p.m. jest ciepło, a wieczorem przyda się polar. Klimat jest typowo kontynentalny – sucho, latem upalnie, a zimą mroźno i nawet kilka metrów śniegu.
- Ludzie – spotkaliśmy tylko miłych i życzliwych miejscowych. Byli gościnni, pomocni i ciekawi turystów. Czasem zadawali pytania dość bezpośrednie, na przykład: ile mamy lat, czemu nie mamy dzieci, albo ile zapłaciliśmy za wynajem auta. Ponoć zdarzają się też pytania „Co robisz i ile zarabiasz?”, ale o to nas nikt nie pytał. Rozmowy nigdy nie były podszyte jakąś interesownością, czy chęcią zarobku. Nigdy nie chcieli nas na nic naciągnąć. Bardzo fajnie wspominamy nasze krzywe gadki łamaną polszczyzno-ruszczyzną ?.
Po wszystkie nasze relacje pisane na gorąco z Kazachstanu (chronologicznie od dołu), zapraszamy TUTAJ.
9 komentarzy
Dzieki! Bardzo przydatne informacje!
Miło nam!
Bardzo pomocny wpis. My ruszamy w podobną trasę już za 3 tygodnie! Jesteśmy ciekawi gdzie udało wam się zobaczyć dzikie wielbłądy? 🙂 Czy jest to powszechnie spotykany obrazek w regionie Ałmaty?
Przejechaliśmy 2650km przez Kazachstan i Kirgistan, ale wielbłądy widzieliśmy tylko raz – w okolicach Altyn Emel. Szczęśliwej podróży!
Super, szukałem tych informacji i nie wiedziałem o istnieniu Wąwozu Turgen. Mieliście auto z automatyczną skrzynią biegów?
Tak, dali nam automat 🙂
robi to jakąś różnicę w terenie?
W zasadzie nie, ale jak było pod górkę to trochę mulił. Ale może to wina tego konkretnego samochodu.
dzięki, tak myślałem