Mamy 12 godzin stopoveru w stolicy Hiszpanii. Zwiedzamy centrum: ogrody, place i inne pałace. Jemy paellę w obskurnym barze dla miejscowych – śmieci walają się pod barem, a obsługa się z niczym nie spieszy. Ogólny klimat Madrytu – „mañana!”. Plusik jest taki, że wreszcie po polskim „lecie” się trochę wygrzaliśmy – 35 stopni w cieniu. Niby stolica, ale pomimo natłoku turystów jest spokojnie i sympatycznie.
[ODKRYCIE DNIA]
Hiszpanki mają monstrualne tyłki, które żyją własnym życiem 🙂
[ROZCZAROWANIE DNIA]
Nie wchodzimy na wystawę Boscha w muzeum Prado – wolne bilety są dopiero na jutro.
2 komentarze
Ten spiderman to gonil, jak sie robilo foto bez dorzucenia sie do puszki 😉 Wiec pewnie sie musiałeś przyczaić 😉
Nie miał siły nas gonić. 🙂