Znad oceanu jedziemy 120 km w głąb wyspy i 1041 m n.p.m. w góry. Jak zwykle droga pełna niespodzianek. W poniedziałek były wybory parlamentarne i z tego powodu prawie wszyscy mieli wolne. Ale co tam, każdy powód do laby jest dobry. We wtorek nadal trwa liczenie głosów, więc wiele osób dalej nie idzie do pracy. Wydaje nam się, że najbardziej niezbędni do liczenia głosów są kierowcy autobusów. Nic nie jedzie wg rozkładu. Zamiast bezpośrednio do Ella, pakują nas do autobusu do miasteczka 27 km wcześniej – Wellawaya. Stamtąd szukamy połączenia do Badulla i po drodze chcemy wysiąść w naszej wiosce. Ale autobus nie przyjeżdża. Tuktukowcy i taksiarze rzucają się na nas jak głodny turysta na curry. Przekonują, że już żaden autobus z powodu liczenia głosów nie przyjedzie. Podają ceny z kosmosu. Stanowczo mówimy, że czekamy na autobus. Wg rozkładu następny ma być za godzinę, więc idziemy wymienić forsę do banku. Tam przyjmują nas prawie jak vipów. Obsługują nas 3 osoby. Wypełniany jakieś kwity. Każdy banknot jest prześwietlany. I osobiście wita nas dyrektor banku. Wszystko trwa jakieś 15 min. Za często turystów to tam chyba nie mają :-).
Wracamy na dworzec. Sępy znów się zlatują. Teraz ceny już niższe o jakieś 30%. Twardo dalej czekamy na transport publiczny. Tuktukowcy co 10 min. przychodzą i obniżają cenę. Autobus w końcu przyjeżdża, co prawda na inny peron, o innej godzinie i do innej wiochy, ale też jedzie przez Ella. Jeden z tuktukowców jest tak namolny, że nagabuje nas nawet gdy siedzimy w środku i czekamy na start. W końcu ruszamy. Bilet kosztuje 1/10 ceny proponowanej przez taksiarza.
Ella to mała wioska położona wzdłuż jednej asfaltowo-szutrowej ulicy. Klimat dużo lepszy niż nad oceanem. Nie jest duszno i temperatury przyjemniejsze – ok. 25°C.
W środę zdobywamy „mały szczyt Adama”. Podziwiamy z niego (duży) „szczyt Adama” – świętą górę 4 religii. Jest tu odcisk stopy i w zależności od wyznania pozostawił go Adam (chrześcijanie i muzułmanie), Budda lub Shiva (wiadomo). Na tę górę się jednak nie wybierzemy, nie dlatego, że bezbożnikom wstęp wzbroniony, ale w porze deszczowej szlak jest zbyt niebezpieczny. [SPROSTOWANIE: góra, którą bierzemy za Szczyt Adama tak naprawdę nią nie jest. Lokalesi uświadamiają nam, że stąd nie da się jej zobaczyć].
Kolejną atrakcją tego regionu są plantacje herbaty i zbierające ją tamilskie kobiety. Fotki, woda kokosowa i odpoczynek.