Jesteśmy na przedsionku dżungli we wsi Kuala Tahan. Płynęliśmy tu 3 godziny w górę rzeki. Widoki zapierały dech: płytka rzeka meandrowała przez dżunglę odsłaniając coraz to nowe plażki, łachy, drzewa, krzaczory, palmy i rybaków. Kolejne zwierzaki na naszej liście – bawoły wodne. Przez pierwsze pół godziny cykaliśmy fotki jak dzicy, przez następną godzinę napawaliśmy się widokami, potem drzemka i okazało się, że przed nami jeszcze prawie godzina.
W Kuala Tahan nie dzieje się zupełnie nic i to jest fajne. Wioskę obeszliśmy w 15 minut, potem siedzieliśmy na ganku naszego domku patrząc na wielki księżyc w pełni i słuchając owadów i ptaków. Fajnie tu.
[MĄDROŚĆ DNIA]
Pisownia wyrazów to rzecz czysto umowna. Masher=Mahseer=Marshal (co najlepsze). Bądź tu mądry i znajdź coś na mapie.
[CIEKAWOSTKA KULINARNA]
Suszony, solony bób ala chipsy – dlaczego nikt w Polsce na to nie wpadł?
2 komentarze
Hej. Patrząc na te zdjęcia zazdroszczę wam oderwania od cywilizacji i pożycia choć przez chwilę w dziczy. Z drugiej strony patrząc na współpasażerów w łodzi – dochodzę do wniosku, że cywilizacja białego człowieka już tam zmierza 🙂
Jaki tam spokój 🙂 Prawie wypadli z łódki, mając nadzieję na nagrodę w Foto World Press 🙂
ps. hejterzy chcą zdjęcia, gdzie Piotr wychyla się na balansującej łódce (no i wpada niestety do wody), a Sabina przypadkowo ma drugi aparat i robi wtedy zdjęcie.
Nie muszę podpowiadać, że przydałaby sie wyskakująca z rzeki pirania 🙂
ps2. na poważnie – super