W drugim dniu w Göreme, gdy wracamy ze skalnych kościołów i Różowej Doliny, wielka niespodzianka, dostajemy do pokoju wiatrak – szczęście nie do opisania. Życie staje się piękniejsze, gdy wiaterek muska nocą pośladki 🙂
A dzisiaj wiatrak włączono chyba nad całą Kapadocją. Rano wybieramy się z prowiantem (Ramazan Pide – okrągły płaski chleb, Peynir – słony ser ala feta oraz Domatos, czyli pomidory 🙂 ) na wzgórze nad Göreme. Kto to wymyślił żeby w wakacje wstawać o 5 rano i dyrdać pod górę w pocie czoła. Cały ten trud ma nam wynagrodzić widok balonów wznoszących się nad dolinami. Jedyne co widzimy to składanie balonów. Okazuje się, że wiatr pokrzyżował nam szyki – z lotów balonami dzisiaj nici. Dodatkowo po drodze przywiewa nam psa. Idzie za nami twardo od wioski aż na szczyt. Na szczycie nie odstępuje na krok. Kiedy postanawiamy, że podzielimy się z nim śniadaniem, pies rozpływa się w powietrzu.
Na cytadeli Uçhisar (najwyższym punkcie Kapadocji) wiatr dosłownie zwiewa nam czapki, w drodze powrotnej do Göreme przez Dolinę Gołębi przyjemnie chłodzi.
[CIEKAWOSTKA KULINARNA]
- Kebab w glinianym garnku atrakcją dnia.
- „Tureckiej viagry” jeszcze nie próbowaliśmy, ale było blisko.