Czy wy też tak macie, że jak patrzycie na mapę Namibii, to widzicie głęboki rondelek? Dwa dni zajęło nam przejechanie jego „uchwytu”, czyli tzw. Caprivi Strip, gdzie kilkanaście kilometrów na północ jest Angola, a kilkanaście na południe Botswana. Około 80 km przed Rundu zaczyna się taka Afryka, jaką sobie zazwyczaj wyobraża przeciętny Janusz z Grażyną ;). Co jakiś czas mikro osady z 5-6 chatkami z gliny, krytymi strzechą i paroma zagródkami z gałęzi. Kobiety noszą na głowie ogromne ilości towaru. Trzeba uważać na wychodzące w najmniej odpowiednim momencie na drogę kozy i bydło z ogromniastymi rogami.
Tak docieramy na kamping w Divindu. Rozkladamy namiot tuż nad rzeką Okavango i spędzamy tu jedną z najbardziej niezapomnianych nocy w życiu. Od zmierzchu do świtu jakieś 20-30 metrów od nas ryczą hipopotamy! Słodki jeżu, jakie to niesamowite doświadczenie! Później wtórują im słonie gdzieś w oddali, a ciemność taka, że wyobraźnia działa jak na sterydach. Rano oglądamy hipcie w rzece i ruszamy na sam koniuszek uchwytu od rondelka do Ngoma, a potem dalej do Botswany. A tu za granicą robi się zielono i znikąd biorą się baobaby!
[AFRYKAŃSKIE KILOMETRY]
Jeśli według mapy z punktu A do punktu B jest 180km, a my mamy do zmierzchu 3 godziny, to z palcem w nosie powinniśmy zdążyć jadąc 60km/h. Tymczasem jedziemy bez przerwy 80km/h i ledwo zdążamy przed zmrokiem. Z drugiej strony, wyjeżdżając ze skrzyżowania widzimy tablicę „Tsumeb 76”, a już po 30 sekundach „Tsumeb 70”. Kto obliczy, z jaką prędkością pędziliśmy przez te pół minuty?
[ANEGDOTKA DNIA]
Po drodze do kampingu bierzemy na stopa Namjbijczyka. W środku okazuje się, że zdrowo wali alkoholem, ale za to jest przezabawny. Opowiada, że jak wraca tędy wieczorem do domu, to leci sprintem, żeby go nie dorwały hipopotamy. A jak mu mówimy, że nigdy nie widzieliśmy hipka w naturze, to nie może w to uwierzyć, przeżywa przez 5 minut i mówi, że musi powiedzieć rodzinie, że spotkał takich dziwnych ludzi.