PIĄTEK
Docieramy promem na wyspę Sarema. Rozbijamy namiot na darmowym campingu przy morzu i nie robimy nic. Moczymy nogi na pomoście i gapimy się na zachodzące słońce.
SOBOTA
Dzień intensywniejszy niż się spodziewaliśmy. Objeżdzamy spory kawał wyspy. Trochę rowerami, ale nie oszukujmy się – większość samochodem. Odległości między atrakcjami wynoszą po kilkadziesiąt kilometrów, a słońce grzeje jak na Maderze, a nie jakiejś bałtyckiej wyspie. Oglądamy wzgórze wiatraków Angla, jeziorko w kraterze Kaali powstałym przez spadający meteor i najdalej wysuniętą na południe Saremy latarnię morską – Sorve. Z góry ekstra widoczek.
Pod wieczór szukamy miejsca na rozbicie namiotu. Widzimy znak campingu RMK (to te darmowe z toaletami i miejscem na ognisko). Skręcamy i jedziemy wieki przez szutry i dziury. Droga tak wąska, że nawet nie ma jak zawrócić. Przed maską przebiega nam borsuk. Gdzie my jesteśmy? Był znak „uwaga na łosie” – to chyba o nas. W końcu udaje nam się zmienić trasę. Znajdujemy bardzo przyjemną miejscówkę, gdzie cicho i spokojnie. Nikt tu nie nocuje oprócz nas. Padamy na mordki, gdy słońce jeszcze wysoko na niebie.
NIEDZIELA
Z samego rana śmigamy na klif Panga – największy na Saremie. Dobrze, że mamy drona, to jesteśmy w stanie zobaczyć go od drugiej strony.
Opuszczamy wyspę. Zaczynamy drogę na południe. Wpadamy na jakiś camping nad morzem skorzystać z prysznica. Potem docieramy do Parku Narodowego Soomaa, gdzie chcemy zobaczyć ścieżki przez bagna zachwalane w interenach. Zawód, zawód i jeszcze raz zawód. Na 5 kilometrach ścieżek widzimy 5 bagienek. Jeśli chcecie zobaczyć naprawdę fajne mokradła z dziesiątkami oczek, to lepiej wybierzcie się na Łotwę do Kemeri.
Zostajemy w parku na noc. Rzucają się na nas gzy. Niektóre wielkości kciuka. Całe chmary latają w koło nas w szale. Na szczęście preparat na insekty przywieziony z Afryki skutecznie je odstrasza. Dobrze by było, gdyby odstraszał też turystów puszczających głośno muzę z drugiej strony rzeczki, ale na nich podziała tylko brak piwa i kiełbaski.
Skoro słońce nadal wysoko, eksplorujemy okolicę na rowerach. I wiecie, na co trafiamy? Na pływającą saunę! Jeżu, ale zarąbista sprawa. Estonia pod tym względem jest naprawdę świetna – ma mnóstwo darmowych udogodnień dla osób spędzających czas na dworze.
[KULINARNE WYZWANIE]
W krajach bałtyckich wszystko jedzą z kminkiem.
[LINGWISTYCZNE WYZWANIE]
W języku estońskim jest aż 14 przypadków!