Armenia – sami nie wiemy, czy ją polecać, żeby jej nie zepsuć. Podobno niedługo ruszą tanie loty z Polski do tego kraju i mamy obawy, czy jego nieskomercjalizowany klimat wytrzyma pod naporem masowej turystyki. Na razie jest tu niewielu przyjezdnych, dziewicze widoki, niewydeptane ścieżki i miłe nastawienie do nielicznych turystów. Jak długo tak będzie, trudno powiedzieć. Jeśli wybieracie się tutaj, to łapcie od nas najważniejsze informacje.
- Wiza – Polacy nie potrzebują wizy. W odróżnieniu od pobliskiej Gruzji, musicie mieć paszport, a nie dowód osobisty.
- Waluta – 1000 dram (AMD) to niecałe 8 zł. W Erywaniu można płacić w wielu miejscach kartą, ale w wioskach i transporcie lokalnym trzeba mieć gotówkę. My wymienialiśmy dolary na miejscu jakimś banku w stolicy.
- Język – dobrze znać podstawy rosyjskiego, bo na pewno będzie łatwiej, ale niektórzy z branży turystycznej mówią troszkę po angielsku.
- Transport:
- Prawie wszędzie można dojechać popularną w tym regionie marszrutką, na którą Ormianie mówią „gazela” lub autobusem (ceny groszowe). Musicie tylko ogarnąć dworce w Erywaniu, które są zlokalizowane dość daleko od siebie (dworzec „Sasunti David”, dworzec „GAI/Mercedes Benz” i dworzec „Kilikia”).
- Niewiele drożej wyniesie Was Yandex, czyli ichni Uber. Warto zainstalować sobie tę apkę.
- Autostop działa nieźle 😊
- Bezpieczeństwo – nawet w stolicy nie czuliśmy żadnego zagrożenia. Miejscowi mówią, że w Erywaniu jest bezpiecznie nawet w środku nocy. W małych miasteczkach tym bardziej luz. Jeśli chodzi o zdrowie, to unikajcie lodów ze sklepu – właściciele często wyłączają na noc zamrażarki. Raz się podtruliśmy 🙁
- Pogoda – Latem jest bardzo gorąco i sucho. W górach sezon trwa od kwietnia do października i wiadomo, że tam pogoda może być zmienna. W Byurakan pod koniec sierpnia kiblowaliśmy jeden dzień z powodu ulewnego deszczu i nie mogliśmy wyjść w góry.
- Ceny – dużo niższe do polskich. Transport i żarełko śmiesznie tanie. Pierwszy raz w życiu prawie wszędzie rozbijaliśmy się Yandexem. Noclegi w samym centrum Erywania za 45zł/noc za dwuosobowy pokój ze śniadaniem w mieszkaniu przy rodzinie.
- Dron – do lotów rekreacyjnych nie trzeba mieć żadnego pozwolenia. Zasady latania zdroworozsądkowe, jak wielu innych krajach.
- Telefon/internet – kupiliśmy sim w VivaCell MTS z podstawowym pakietem na internet i połączenia za 2500AMD. Przydawał się głównie na mieście do zamawiania Yandexa, bo w miejscach gdzie spaliśmy i tak było WiFi.
- Co zobaczyć w pobliżu Erywania?
Większość czasu mieszkaliśmy w stolicy, choć nie lubimy miast i stamtąd robiliśmy wypady do pobliskich miejsc. Wybraliśmy tę opcję ze względu na ograniczony czas, tanią bazę noclegową i dobrą komunikację.
- Garni – wąwóz i świątynia. Dojazd niecałe 30km marszrutką ze stolicy (dworzec GAI/Mercedes Benz). Na pewno ktoś Was zahaczy do busika. Cena 250AMD/os w jedną stronę. Wstęp do świątyni 1500 AMD/os. Wejście do wąwozu za darmo (trzeba skręcić w lewo, ostro w dół przed miejscem, gdzie sprzedawane są bilety do świątyni). Niedaleko też jest zespół klasztorów Geghard. My akurat pominęliśmy tę atrakcję i skupiliśmy się na wąwozie, który jest naprawdę obłędny! Po drodze do/ze stolicy zatrzymajcie się w punkcie widokowym. Przy dobrej widoczności zobaczycie Ararat w Turcji.
- Góra Ara – około 2600m n.p.m. (pomiary są różne), jakieś 40km od Erywania. Problem z górami w Armenii jest taki, że nie ma szlaków ani łatwo dostępnych map. Ściągnęliśmy apkę „Wikiloc”, żeby mieć jako takie pojęcie, gdzie iść. Dojazd do początku szlaku tylko stopem, taxi lub Yandexem (3300AMD w jedną stronę). Rano będzie raczej ciężko o stopa, bo mało kto tam jeździ. Trekking 11 km – ok. 5 godzin. Jeśli nie lubicie stromych podejść po wielkich kamieniach, to przeczytajcie TEN WPIS, żeby nie umordować się tak jak my.
- Góra Aragats – żeby ją zdobyć trzeba najpierw się dostać do wsi Byurakan (ok. 30km od Eywania), najlepiej marszrutką z dworca Kilikia w 1h 15min. Marszrutki wyjeżdżają o: 10:30, 13:00, 14:25, 15:50, 17:40 i 19:55. Potem mamy kilka opcji:
- Skołować transport do jeziora Kari, gdzie zaczyna się trek i rozbić się tam namiotem.
- Skołować transport do jeziora Kari i nocować w „restauracji” Alagyaz. Dowiedzieliśmy się, że warunki są opłakane, jedzenie niedobre, obsługa niemiła, a cena to 20 tysięcy dram za dwójkę ze śniadaniem.
- Przenocować w Byurakan, skołować transport do jeziora. Przejść trasę, wrócić tak samo i po południu/wieczorem gazelą do Erywania. Wybraliśmy tę opcję i nie żałowaliśmy. Tak jak nigdy nie polecamy na blogu żadnych konkretnych noclegów, to tu musimy Wam zarekomendować „Seva Guesthouse” (znajdziecie na bookingu, albo skontaktujcie się bezpośrenio przez Whatsapp +374 96 930088). Nie, nie zapłacili nam za reklamę, po prostu ujęli nas za serca swoją gościnnością i rodzinną atmosferą 😊. Gospodyni jest przemiłą osobą, cały domek jest odnowiony, warunki w pokoju wyśmienite, a jedzonko przepyszne i w takich ilościach, że nie dacie rady pomieścić (cała rodzina to wegetarianie i takie też dania serwują). Syn gospodyni, Sevak (bardzo dobrze mówiący po angielsku) zawiózł nas swoim wozem do jeziorka za 4000 AMD/2osoby w obie strony łącznie, co stanowi ok. połowy tego, ile żądają „na mieście”. Pod koniec trekkingu zadzwoniliśmy do niego i nas przywiózł z powrotem.
Sam masyw Aragats robi niezłe wrażenie. Składa się z 4 wierzchołków. Najmniejszą trudność sprawi wejście na południowy, czyli najniższy (3868m n.p.m.). Tylko nie zbaczajcie z trasy TAK JAK MY i uważajcie na niedźwiedzie oraz objawy choroby wysokościowej.
- Khor Virap – klasztor z widokiem na Ararat. Ponoć najlepsza widoczność jest z rana. My nie zdążyliśmy się tam wybrać, ale znajomi polecali (gazelą za 500AMD/os, odjazd z dworca „Sasunti David”).
Łącznie spędziliśmy w Armenii 7 dni, więc zobaczyliśmy niewiele. Skupiliśmy się tylko na trekkingu. Nie dajcie się zwieść wrażeniu, że taki mały kraik można cały zobaczyć raz-dwa. Bardzo nam się podobało i na pewno został duży niedosyt. Żałujemy, że Jezioro Sevan minęliśmy bokiem, bo widoki z marszrutki były super. Gościnność i otwartość miejscowych pozwoliła nam poczuć to, co chyba było w Gruzji 10-15 lat temu, zanim zalała ją fala turystów.
Zapraszamy na krótki z naszego wypadu do Armenii.