Kiedy w czerwcu 2023 kończyliśmy nasze 4-miesięczne prackacje na Wyspach Kanaryjskich, wiedzieliśmy, że jeszcze tu wrócimy. Nie czekając na listopadową szczecińską pluchę, pod koniec października 2024 pakujemy samochód, zabieramy koty i w 4 dni pokonujemy znaną już nam trasę do Huelvy na południu Hiszpanii. Po drodze trochę nerwówki, bo w hiszpańskie wybrzeże wali huragan, przynosząc powodzie w regionie Walencji. Pamiętamy 3 tygodnie ulewy, kiedy tam byliśmy w marcu 2022, ale teraz jest znacznie gorzej – ponad 200 ofiar. Na dzień przed naszym przybyciem do portu, w okolicach Huelvy też lokalne podtopienia, a nawet trąba wodna. Na szczęście, kiedy tam docieramy i czekamy na prom, niebo się rozpogadza. Potem 42 godziny na promie i „już” jesteśmy na Teneryfie.
Nie ma czasu zwiedzać, bo już od pierwszego dnia siadamy do komputerów i pracujemy. Udaje nam się zobaczyć tylko najbliższą okolicę. Mieszkamy w bardzo małym, cichym miasteczku Puertito de Güímar, gdzie nie ma żadnych hoteli, ani masowej turystki. Przy nadmorskim deptaku palmy, a dalej mały krater i obszar lawy. To jest to, co tygryski lubią najbardziej.
W środę na Wyspę przylatuje brat Sabiny w sprawach związanych ze swoją pracą. Odbieramy go z lotniska, nie mogąc uwierzyć, że dystans, który my robiliśmy 6 dni, on pokonał samolotem w 6 godzin, he, he. Pierwsze pytanie: „Chcesz odpocząć po locie, czy zdobyć pobliski szczyt?”. Oczywiście, Franek bez wahania zmienia zimowe ciuchy na letnie i już gotowy zdobyć pierwszy w życiu wulkan –Montaña Roja (171m n.p.m). Dla nas to już trzeci wulkan o tej samej nazwie na Archipelagu (jeden zdobyliśmy na Fuerteventurze, a drugi na Lanzarote). Nazywając wulkany, miejscowi nie natrudzili się za bardzo, więc „Czerwoną Górę”, „Białą Górę”, czy „Dużą Górę” zobaczycie na mapie dość często. Ze szczytu fajny widok na ocean, plaże, malutkie osady i areały upraw pod folią, a w oddali widać El Teide (3715m n.p.m). Do zmroku została już tylko godzinka, więc odwozimy naszego gościa do jego miasteczka i żegnamy się, bo zostały mu zaledwie 24 pracowite godziny na Kanarach.
W piątek kolejne odwiedziny. Odzywa się do nas Kasia i Łukasz z zaprzyjaźnionego bloga „Gdzie słońce dla nas wschodzi”, że właśnie są w okolicy, więc po pracy idziemy się z nimi spotkać. Fajnie zobaczyć się na żywo po kilku latach znajomości internetowej. Wyciągamy ich na spacer po rezerwacie Malpaís de Güímar. To prawdziwa gratka dla fanów krajobrazów wulkanicznych – mamy tu 270-metrowy stożek, lawę „aa” (tak, to jest jej prawdziwa nazwa!), która 10.000 lat temu dotarła aż do oceanu. W przeciwieństwie do obszarów tego typu, które widzieliśmy nieraz na wyspach wschodnich, tu jest trochę roślinności, na przykład dwumetrowe kaktusy i sucholubne krzaczory. Trasa jest świetna na spacer, więc na pewno nieraz jeszcze tu wrócimy, bo mieszkamy dosłownie przy samym rezerwacie.
W weekend nadchodzi upał znad kontynentu afrykańskiego. Ponad 30 stopni to nie jest normalna temperatura w listopadzie na Kanarach. Nie chcąc się smażyć na wybrzeżu, uciekamy do lasu. Samochodem do wioski Taganana w górach Anaga i zaczynamy mozolne podejście w górę w palącym słońcu. Dopiero po godzinie włażenia docieramy do drzew i cieszymy się cieniem i nieco niższą temperaturą. Naszym oczom ukazuje się niesamowity las. Takiej zielonej twarzy Wysp Kanaryjskich jeszcze nie widzieliśmy. Dookoła omszałe drzewa, z których zwisają porosty. Duże paprocie i gęstwina, a w prześwitach od czasu do czasu widać poszarpaną linię brzegową północnej Teneryfy. Widoki warte wysiłku włożonego w prawie 800m przewyższenia na stosunkowo niedługim odcinku. Wchłaniamy soczystą zieleń każdym zmysłem i powoli zamykamy pętlę 800m niżej.
W niedzielę moczymy obolałe mięśnie i zakwasy w Atlantyku. Gorąco jest i nic nam się nie chce.
W poniedziałek nie pracujemy, bo jest 11 listopada. Znowu jedziemy w góry nieco się schłodzić. Piknikujemy w lesie piniowym, ciesząc się ciszą i spokojem – w weekendy miejsce to pewnie roi się od ludzi. Potem leniwie od jednego punktu widokowego do kolejnego pniemy się coraz wyżej. Raz widać Gran Canarię, a raz La Palmę. Oczywiście nad wszystkim góruje olbrzym El Teide.