Startujemy o 13.00 ze Szczecina, zakładając że będziemy się nudzić 3 godziny na lotnisku przed odlotem. Korek za Szczecinem, korek na autostradzie przed Berlinem i jeszcze godziny szczytu powodują, że droga wydłuża nam się do 5h 30 min. Sprintem dolatujemy do odprawy, na nadanie bagażu już za późno, nie chcą nas puścić bo samolot odlatuje za 15 min. Błagamy o wejście na pokład z bagażami jako podręcznym, wtwalamy wszystkie kremy, repelenty i inne płyny. Wpuszczają nas, a bagaże dajemy bezpośrednio na płycie lotniska pan bagażowemu. Ufff, całą drogę do Amsterdamu nie możemy uwierzyć, że się udało.
Łapiemy samolot do Windhuk. 11 i pół godziny później jesteśmy w Namibii. Odbieramy samochód, robimy zapasy w supermarkecie i ruszamy do Rehoboth na nasz pierwszy kamping. Lewostronny ruch, kierunkowskazy po stronie wycieraczek nie ułatwiają sprawy, ale dajemy radę. Początkowo myślimy, phi, jakoś tu mało afrykańsko i nagle na autostradę wpada stado pawianów. A pod Rehoboth pasą się zebry. Jak na pierwszy dzień, chyba nieźle co?
Idziemy spać nad jeziorem (!) słuchając koncertu żab, które tak piłują, że drwale z Puszczy Białowieskiej by się nie powstydzili. 😉