Po powrocie z trekkingu stawiamy na nicnierobienie. Jezioro, gazeta, momo, podglądanie przygotowań do wesela (muzykanci pod hotelem pana młodego), Annapurna w tle i… skok ze wzgórza Sarangkot (1600 m npm) na paralotni!!!
Jedziemy z naszymi pilotami (Anglik i Francuz), chwila instuktażu, sprawdzenie zabezpieczeń, jeden krok, drugi i ziuuuu! Lecimy! Niesamowite uczucie – ekscytacja, ekstaza i totalna radocha! Jest jak miszanka żeglowania i jazdy rollercoasterem. Na koniec mały popis akrobatyczny. Sabina jest z siebie dumna, bo utrzymała śniadanie w żołądku, choć nie było to łatwe. Piotr jest twardy, jak zawsze. Super przeżycie!