Co oferuje Fuerteventura?
- Pustynię i półpustynię we wszystkich kolorach żółci, pomarańczy i brązu
- Mikroskopijną ilość jakiejkolwiek roślinności
- 22 stare, nieco osiadłe, lecz wciąż majestatyczne wulkany
- Niskie łańcuchy górskie (najwyższy szczyt Pico de la Zarza – 807m n.p.m)
- Wąwozy oraz obłędne łuki i inne formacje skalne
- Niezliczone kilometry tras pieszych, na których nie spotkacie nikogo
- Wiele ścieżek rowerowych o niewielkim stopniu przewyższenia
- Spektakularną, postrzępioną linię brzegową z malutkimi, kamienistymi zatoczkami i plażami (często bezludnymi) albo jaskiniami
- Łatwe warunki do jazdy samochodem (nie ma wysokich gór), ale weźcie pod uwagę, że wiele dróg jest szutrowych
- Kilka wielkich, szerokich plaż ze złotym piaskiem i szmaragdową wodą (uważajcie na prądy oceaniczne)
- Rajskie warunki dla miłośników sportów wodnych (nurkowanie, surfing, jachty, skutery i wszystko, co kochają wodniacy)
- Rozległe, piaszczyste wydmy
- Niewielkie, urokliwe wioski z charakterystycznymi wiatrakami
- Pręgowce berberyjskie, czyli zwierzątka podobne do wiewiórek – NIE DOKARMIAJCIE ICH!
- Kilka miast z rozbudowaną infrastrukturę turystyczną: wypożyczalnie samochodów, taxi, restauracje, bary, dyskoteki, parki rozrywki, sklepy (ale zdecydowanie mniej niż na Gran Canarii)
- Dużo apartamentów na wynajem krótko- i długoterminowy, sporo hoteli różnych kategorii
- Cud natury w pigułce – oddaloną o 2 km mikro-wysepkę Isla de Lobos
Nasze subiektywne TOP 10 atrakcji Fuerteventury (wszystkie darmowe):
Na liście nie ma wszystkim znanych plaż, jak Corralejo, Cofete i Sotavento, ani na maxa przereklamowanej „Popcorn Beach”, bo z nas tacy plażowicze jak z fuertyjskiego pręgowca trąba. Oto nasze perełki:
- Isla de Lobos – to taka Fuerteventura w wersji kieszonkowej. Znajduje się zaledwie 15 minut promem od Corralejo. Jej powierzchnia to tylko 4 km², ale nie dajcie się zwieść rozmiarami – ma wulkan, brązową mini-pustynię, plażę, szmaragdowe zatoczki, słone mokradła, latarnię morską i kilkanaście kilometrów tras na spacery. Uważajcie też na czyhające za kamieniem „lobos”, czyli po hiszpańsku „wilki.”
- Montana Roja – spory, czerwony wulkan, który widać z drogi z Corralejo. Z jego szczytu (jeśli wiatr was nie zwieje) zobaczycie morze lawy, piaszczyste wydmy Corralejo, a dalej wysepkę Lobos i piękną Lanzarote.
- Kratery Hondo i Bayuyo – Hondo jest tutejszym gwiazdorem podziwianym przez wielu. Jest do niego łatwe podejście (schodki), a nawet parking. Droga szutrowa, ale dobrej jakości, więc i najmniejsze auto z napędem na 2 koła da radę z palcem w nosie (czy raczej w nadkolu). Bayuyo, znajdujące się niewiele dalej to połączone ze sobą wulkany, na których nie spotkacie prawie żadnych turystów. Są jak początkujący aktor – bardzo dobre warunki, ale niewielu fanów. Uważajcie wchodząc, bo osypujące się żwirem podejście nie ułatwia zadania. Widoki na całą północną część wyspy wynagradzają trud.
- Pico de la Zarza – najwyższy szczyt wyspy ma 807m n.p.m, ale pamiętajcie, że podejście zaczynacie praktycznie od poziomu morza, więc trochę to odczujecie w nogach. Byliśmy w szoku, jak mało ludzi na szlaku, biorąc pod uwagę bliskość mega turystycznego Morro Jable. Ze szczytu rozpościera się niesamowita panorama nie tylko na gigantyczną plażę Cofete, ale też na całe południe wyspy. Przy dobrej pogodzie zobaczycie też Gran Canarię, a nawet wulkan Teide na Teneryfie.
- Punta de Guadalupe – charakterystyczny klif „z okienkiem” w miejscowości La Pared i (ponoć) ekstra warunki do surfowania. Nieco dalej znajdziecie złote, skamieniałe wydmy, zerodowane od wiatru i soli morskiej. Przy odrobinie wyobraźni zobaczycie statek kosmiczny, paszczę krokodyla, wielkiego żółwia i mnóstwo innych figur, niczym w grze „Zgadnij, co to” z oceanicznym skrzywieniem.
- Peña Horodada – ciastko z dziurką, a właściwie skała z dziurą jakieś 20-30 minut pieszo od słynnych jaskiń w Ajuy. Rozbryzgujące się o nią fale robią świetne wrażenie, a i sam spacer po gwarantuje spektakularną ucztę dla oczu.
- Montaña de los Corraletes – podejście zaczyna się w okolicy miasteczka Lajares. Stamtąd z buta korytem suchej rzeki, a potem na szczyt o zawrotnej wysokości 241 metrów (nie, nie zapomnieliśmy zera). Górka niczym się nie wyróżnia od innych i raczej nie marzą o niej miliony turystów przyjeżdżających na Kanary, ale może to właśnie jest w niej fajne. Nie ma szlaku, nie ma ludzi. Z góry widać północno-zachodni brzeg Fuerty. Dalej znajduje się Barranco de los Enamorados (czyli „wąwóz zakochanych”) – polecamy!
- Aguas Verdes – oczka wodne na zachodnim brzegu wyspy. To tak naprawdę „mur” lawy, popękany równo w pionowe pasy, a w tych pęknięciach tworzą się małe baseniki wodne w kolorach od zielonego (stąd nazwa) przez turkusowy, po brązowy. Miejsce jest dość popularne, więc raczej nie będziecie tu sami, ale na pewno warto tu spędzić popołudnie wsłuchując się w muzykę fal i podglądając tańce krabów.
- Arco de las Penitas – łuk skalny, który trochę wygląda, jakby go rzeźbiły elfy po paru butelkach likieru z kaktusa. Masyw ten zbudowany jest z najstarszych materiałów na Wyspach Kanaryjskich, powstałych w głębinach oceanu około 120 milionów lat temu. Droga od parkingu nie jest długa, ale dość stromo po kamieniach – nie idźcie w japonkach.
- Jaskinie Tetir – bardzo mało się pisze w internetach o tym miejscu, a szkoda, bo jest wyjątkowe. Kilkaset metrów od wiejskiej drogi do miasteczka Tetir i już wchodzicie w świat jak z filmu fantasy. Latarka będzie waszym mieczem świetlnym w walce z ciemnością. Za każdym rogiem czeka niespodzianka. Jaskiń jest kilka, niektóre ciemne i głębokie, w niektórych są prześwity na „suficie”, a niektóre są po prostu ciasnymi kanionami – dach już dawno runął. I ta niesamowita cisza.
Chcecie zobaczyć więcej zdjęć i dowiedzieć się, co my robiliśmy przez prawie 2 miesiące na wyspie Fuerteventura? Zobaczcie TUTAJ
Sprawdźcie, czy zachwycą Was pozostałe wyspy Kanarów Wschodnich: