Zimą wydawało nam się, że o tej porze będziemy pomykać samochodem gdzieś po zachodzie USA. Pandemia zweryfikowała nasze plany, ale z podróży autem nie rezygnujemy. Zamieniamy Kalifornię, Arizonę i Utah na Litwę, Łotwę i Estonię.
NIEDZIELA
O 7.00 stawiamy się w lokalu wyborczym, potem pakujemy sprzęt campingowy, rowery i ciuchy do naszej Micry i ruszamy. A hejterom, mówiącym, że do naszego samochodziku wszystkiego nie wpakujemy pokazujemy odpowiedni palec. Docieramy do Kaszub. Tu, w Łapalicach widzimy, co to znaczy mieć marzenia. Pewien człowiek zamarzył sobie mieć zamek prawie jak u Disneya, ale zapomniał, że oprócz marzeń trzeba mieć pozwolenie na budowę i wyszło, jak wyszło. Łazimy po tych jego ruinach kosztujących miliony złotych i mamy dość ambiwalentne uczucia.
Kolejny przystanek na naszej trasie to Gockie kamienne kręgi i kurhany. Jaki kraj, takie Stonehenge. Niektórzy wierzą, że bije z tego miejsca moc. Jedna kobita, widząc jak Piotr filmuje kręgi kamerką na selfie-sticku pyta swojego męża: „Co ten facet tym robi? Mierzy energię?”.
Nabieramy takiej mocy, że dojeżdżamy aż pod Olsztynek i rozbijamy namiot nad jeziorkiem. Oprócz milionów wygłodniałych komarzyc nie ma nikogo. A jaki zachód słońca!
PONIEDZIAŁEK
Zimno, mokro, trzeba spierdzielać. Słuchamy w radiu wyników wyborów i spierdzielamy z kraju jeszcze szybciej. Nasz pierwszy postój na Litwie jest nad Niemnem. Podziwiamy zbiornik retencyjny w okolicy Kowna. Pogoda dopisuje, więc rozkoszujemy się długim spacerem nad stromym brzegiem. Na ścieżce edukacyjnej dowiadujemy się o takich egzotycznych zwierzętach jak czaple, zające i żaby.
Mkniemy dalej, bo zależy nam, żeby tego dnia zajechać w miarę blisko Kłajpedy. Radujemy się prysznicem przy autostradzie, odbijamy w stronę sympatycznego jeziorka. Tym razem nie jesteśmy sami. Nocują tu też Niemki w kamperze i Czesi pod namiotem, czyli klimat po sąsiedzku.
WTOREK
Rozpoczynamy właściwą część naszej wyprawy, bo nie chodzi przecież o zaliczanie kilometrów. W Kłajpedzie wjeżdżamy na prom i po 5 minutach jesteśmy na Mierzei Kurońskiej. Cena wjazdu jest naprawdę kurońska – 30 EUR za samochód. W miasteczku Juodkrante wyciągamy wreszcie składaki, które przejechały na pace 1100 km. Mierzeja ma superanckie trasy rowerowe, tylko nie wiedzieliśmy, że tam takie górki! No, ale dajemy radę, składaki też. Ponieważ bardzo tęsknimy za pustynią (ostatnio byliśmy w lutym), to kierujemy się na wydmę Nagliai. Pustynia Nevada to to nie jest, ale nie narzekamy. Ze szczytu diuny widok na obie strony – Zalew Kuroński na lewo, Bałtyk na prawo. Wracamy do miasteczka, jedziemy samochodem do Nidy – kurortu, gdzie kafejka na kafejce i hotelik na hoteliku. Totalnie nie nasza bajka, ale można zobaczyć jeszcze jedną wydmę, w dodatku darmową, więc nie możemy odpuścić. Dalej już tylko Kaliningrad, więc zawracamy. To był bardzo długi dzień, więc wyjeżdżamy za Kłajpedę, znajdujemy miejsce na namiot blisko morza i uderzamy w kimę. W nocy nie robi się w ogóle ciemno, tylko cały czas szarówka.
[LITEWSKIE SŁÓWKA NA DZIŚ]
bankomat – bankomatas
pomidory – pomidorai
muzeum – muziejus
ryba – žuvis