Na plaży w Drake zamięszanie. Turyści z USA ciągną walizki po piachu. Jedni miejscowi taszczą sprzęt do nurkowania, a inni wory z niewiadomo czym. Znowu pełno łódek, kapitanów i nie wiadomo kto z kim płynie :). Ale „pura vida”, jakoś to będzie i w końcu znajdujemy swój transport na wyspę Caño. To rezerwat przyrody i liczba osób, która tu przyjeżdża jest ograniczona. Snorklować można tylko po jednej stronie wyspy, a druga jest zarezerwowana do badań naukowych (natykamy się nawet na statek National Geographic). Wydzielono tu tylko kilkadziesiąt metrów plaży, na której można odpocząć między zejściami pod wodę, a reszta to ścisły rezerwat.
Wody wkoło wyspy są ciepłe i dość przejrzyste. W oddali widać skaczące delfiny. Snorklując ponad rafą widzimy różnokolorowe ryby – małe i duże, kimające na dnie rekiny rafowe, płaszczki i żółwie morskie. Czad! Jest jeden minus – parzą nas mini meduzy 🙁 Nie są groźne, ale upierdliwe. I pewnie nam nie uwierzycie, że to wszystko widzimy, bo znowu nie mamy żadnych zdjęć (wzięliśmy nie tę osłonkę na kamerkę, co trzeba). Za to mamy zdjęcia z plaży 🙂 No po prostu cali my.
[TRANSPORT W AMERYCE ŚRODKOWEJ]
Z Paryża do Panamy lecieliśmy 10 i pół godziny. A wiecie ile nam następnego dnia zajmuje dotarcie z Drake w Kostaryce do Boca Chica w Panamie? 11 i pół godziny! A to tylko 160 km (słownie: sto kuźwa sześćdziesiąt kilosów 😵). Była motorówka, cztery autobusy i busik starszy od nas. 😰
PS. Dzięki uprzejmości Paula z Kanady, z którym snorklowaliśmy, mamy parę fotek – namiastkę tego, co widzieliśmy.