WTOREK
Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu w Valais (zwłaszcza, że pogoda się teraz poprawiła), ale czas już przenieść się w inny region Szwajcarii. Tym razem do kantonu Uri. Początkowo planowaliśmy przejechać przez przełęcz Furka (2420m n.p.m.) słynącą z mnóstwa zakrętów i malowniczych widoków, ale nadal zalega tam tyle śniegu, że droga zamknięta. Nie ma tego złego! Przejedziemy się tunelem. A co w tym wyjątkowego? Przecież za nami dziesiątki, a może nawet setki tuneli? W tunelu Furka z Oberwaldu do Realp jedziemy inaczej niż zwykle. Wjeżdżamy naszą furką na długi pociąg, zaciągamy ręczny i 20 minut jedziemy w aucie, nie dotykając kierownicy. Koty w szoku, bo nigdy pociągiem nie jechały. Dookoła ciemność. Szakłak z wrażenia robi do kuwety w połowie drogi, więc ostatnie 10 minut jedziemy jak toi-toiu – nie ma jak wyjść i sprzątnąć, a okien też nie otwieramy ze względu na straszny hałas. Jak tylko zjeżdżamy z wagonu-platformy, robimy porządek w kuwecie i wietrzymy auto. Dookoła przepiękne widoki!
Instalujemy się w mieszkaniu w Altdorf – szumnie zwanego stolicą kantonu, a tak naprawdę niewielkiego miasteczka nad brzegiem jeziora Vierwaldstättersee, czyli Jeziora Czterech Kantonów. To w Aldorf podobno Wilhelm Tell zestrzelił jabłko z głowy swojego syna. Pogoda piękna i słoneczna, więc idziemy zobaczyć stare miasto i zjeść jakieś lody.
ŚRODA
Dziś mija dokładnie 20 lat od dnia naszego ślubu. Wtedy nawet nie marzyliśmy o podróżach. Nasz miesiąc miodowy to była wycieczka autokarowa do Bułgarii z biurem podróży. Nie przypuszczaliśmy, że odwiedzimy na własną rękę ponad 50 krajów na 6 kontynentach, że będziemy od czasu do czasu pracować i żyć za granicą. A tym bardziej nie przyszło nam do głowy, że będziemy mogli spędzić 20. rocznicę w szwajcarskich Alpach.
W prezencie od losu dostajemy przepiękną pogodę, która pozwala nam w pełni docenić krajobraz dookoła. Wjeżdżamy wyciągiem do Eggberge (1500m n.p.mm) i robimy niespiesznie fajną 12-kilometrową pętlę z widokiem na „naszą” odnogę jeziora w dole. Wędrujemy wśród obłędnie kwitnących łąk, a wkoło śnieżne, ostre szczyty dwu- i trzytysięczników. Do tego chmurki, jak malowane. Dosłownie, jak z pocztówki „Pozdrowienia z Alp”. Nie mogliśmy prosić o więcej na tę rocznicę!