Wyjechaliśmy z Khao Yai o 9 rano, dotarliśmy do Kanchanaburi przed 17. Na słoniu byłoby szybciej :). Jechaliśmy z Pak Chong do Bangkoku autokarem. Cieszyliśmy się, że będzie szybko, chłodno i w miarę wygodnie. Zapowiadało się dobrze, do biletu dostaliśmy wodę i ciasteczka. Miła Pani w kasie powiedziała, że autobus jedzie dwie godziny. Tajskie dwie godziny okazały się być trzema, a klima w autokarze miała ze sto lat, rzęziła, zipała, ale w ogóle nie chłodziła. W rezultacie całą trasę jechaliśmy jak w zamkniętym piekarniku. Co gorsza autobus miał toaletę (taki komforcik, a co?!), z której ktoś niestety skorzystał. Spory kawałek jechaliśmy w 50 stopniowej latrynie :(. W końcu smród dotarł aż do kierowcy, który postanowił się zatrzymać i przetkać kibel. Teraz już mogło być tylko lepiej. W Bangkoku na Mo Chit Bus Station próbowaliśmy kupić bilety na kolejny autokar, tym razem do Kanchanaburi i niestety okazało się, że wszystkie już wyprzedane. Pozostał nam minibusik. W 12-osobowym busiku jechało 14 osób, nasze dwie wielkie torby i jeden kogut :). Ale za to była klima, kogut siedział cicho w kartonie i trzy godzinki zleciały jak z bicza strzelił. Jedynie nogi musieliśmy poskładać jak transformersy.
Kanchanaburi jest miasteczkiem mega-turystycznym, dyskoteki, bary z europejskim żarciem, salony piękności, tatuażu i masażu, hoteliki i biura wycieczkowe. A po co my tu przyjechaliśmy? Dowiecie się wkrótce…
[MĄDROŚĆ DNIA]
Zestaw pierwszej potrzeby m,in.: Budda, wiadro, ryż, sproszkowany imbir, latarka. Jedyne 20 zł. Do nabycia w dobrych tajskich supermarketach.
4 komentarze
Welcome to alcohol – dobre. Zdjęcia nocnego życia wyglądają nieźle, zasmuca niestety stopień globalizacji. Czy to są lody kukurydziane?
Popyt generauje podaz. Niestety sa tutaj ludzie, ktorzy chca jesc pizze i hamburgery 🙁
Te lody na zdjeciu to kukurydzine z (chyba) fasolka, a te drugie to taro (slodki fioletowy „ziemniak”).
Zycie nocne tu kwitnie sa budki z szyldem „Get shitfaced for 10THB” czyli za 1 zl.
Jak widać Doraemon dotrze wszędzie ^^ Rozumiem w zestawie pierwszej potrzeby ryż, latarkę, nawet wiadro, ale plastikowy Budda? No, chyba że ma działać tak, jak u nas św. Krzysztof w samochodzie, dbający o bezpieczną podróż ^^” No i Buddha Bar (tudzież Buudaha, bo tak jest napisane na żółtym neonie). Nie ma to jak łączyć oświeconą istotę z alkoholem. Czyżby sugestia, że jak się napijesz to będziesz oświecony?
Budda jak Doraemon jest wszedzie i zawsze potrzebny!