Zlądowaliśmy wczoraj w Bangkoku, padnięci. Na szczęście nie musieliśmy za bardzo kombinować z transportem bo hotel mieliśmy po drodze z lotniska. Za to dzisiaj pełni wigoru, wypoczęci ruszyliśmy na miasto. Wigor zniknął po pięciu minutach, bo już o 8 rano było 30 stopni i wilgotność prawie 100%. Na dworze lepka duchota, a jak się wejdzie do jakiegoś środka transportu to lodówka, że szok – tak każdy podkręca klimę.
Na sam początek rzuciliśmy się na głęboką wodę i postanowiliśmy autobusem dojechać na targ wodny Taling Chan. Problem z autobusami z Bangkoku jest taki, że nikt nie wie, z którego przystanku jadą i w którym kierunku. Każdy z lokalesów twierdził co innego, ale byliśmy twardzi niczym Chuck Norris i sami wypatrzyliśmy odpowiedni autobus na nieodpowiednim przystanku. Pływający targ mały, ale nie robiony pod turystów. Po tajemniczym posiłku ze składników z lokalnej rzeki ruszyliśmy na największy targ w Azji – Chatuchak Weekend Market. Jest tam wszelkie mydło i powidło od ciuchów po banany w czekoladzie i inne potrawy na patyku. Obok Chatuchak odpoczeliśmy w fajnym parku i zebraliśmy siły na kolejny targ, tym razem z mniej lub bardziej żywym inwentarzem. Khlong Toei Market przywitał nas żabami, insektami, żółwiami i innego rodzaju mięsem. Smród momentami powalał, ale wrażenia bezcenne. Po tych przeżyciach zluzowaliśmy się w kolejnym parku – Lhumpini. Tam po sesji foto z napotkanym dzikim waranem (miał ok. metra długości) popłynęliśmy wodnym ekspresem po rzece Chao Phraya na spotkanie z kolegą Arturem ze Szczecina (Przemek: pozdrowienia od Artura : ). Po miłej kolacji z widokiem na rzekę (ulewny deszcz gratis) popędziliśmy do hotelu zaktualizować bloga. Hi hi.
Zaliczyliśmy dzisiaj prawie wszystkie środki transportu w BKK: autobus, metro, dwa rodzaje pociągów, wodny ekspres i taksówkę. Do zaliczenia został: songthaw, tuk tuk i motor taxi, więc chyba aż tak hardkorowi nie jesteśmy.
[CIEKAWOSTKI KULINARNE]
- Sproszkowany i zczipsowany sum szału nie robi
- Smażone jaja kałamarnicy smakują jak gumisie o smaku ryby
- Sok z młodego kokosa orzeźwiający jest.
8 komentarzy
Co prawda w kwestii kulinarnej (potrawka z żaby? robaczków? i innych dziwnych insektów) nie wzbudzają mojego zachwytu, ale za to waran był przeuroczy. A tak w ogóle to najbardziej swojskie były chyba… gołębie w parku ^^ Miłego dalszego zwiedzania i o dalsze zdjęcia poproszę ^^
Dzieki! Update bedzie co jakis czas 🙂
Ale gołębie to jak w Polsce 😉
Koty czują się świetnie 😀
Pozdrowionka 🙂
BKK to nie Australia wiec tajemniczych zwierzakow poki co malo.
Ucaluj od nas koty 🙂 Dzieki!
joł. prosimy o więcej zdjęć i tekstu z Lucyną. pozdrówcie Artura ode mnie oczywiście też, jeżeli go oczywiście jeszcze spotkacie. kiedy małpi móżdżek?
Artur pozdrawiał w odpowiedzi na Twoje pozdrowienia 🙂 Są już nowe zdjęcia i tekst zgodnie z życzeniem.
Ale fajnie macie! 😀 Przypomina mi sie Bond z Moorem jak uciekał po tych rzeczkach Tajlandii. Ong Bak też mi sie przypomina 😀 Sabina ale Ty schudłaś!
Pozdrowienia i jedzcie dużo szarańczy!
[Sabina]: Schudłam? Kiedy Ty mnie ostatnio widziałeś? 🙂 [Piotr]: Przy mnie wszyscy wyglądają na 5 kg mniej 😉