Jeśli uwielbiacie pustynie tak jak my, to w Jordanii nie wybierajcie się do Wadi Rum na przejażdżkę jeepem, bo zaledwie liźniecie tego, co najpiękniejsze. Jeśli lubicie ciszę i błogi spokój oraz wchłanianie surowego piękna, to idźcie pieszo, omijając główne szlaki. Można to zrobić bardziej hardcorowo, niosąc na plecach swój sprzęt kampingowy oraz prowiant na 2-3 dni i idąc z buta już od wsi Rum, albo na lekko. Wybraliśmy tę drugą opcję. Oto jak to zorganizowaliśmy.
- Zarezerwowaliśmy nocleg w beduińskim namiocie na booking.com na dwie noce za 20zł/noc/2 osoby. W cenie był dowóz ze wsi Rum do obozowiska i śniadanie (obozów w podobnej cenie znajdziecie sporo, patrzcie tylko, żeby nie były zlokalizowane zbyt blisko wsi).
- We wsi spotkaliśmy się z właścicielem obozowiska, któremu mina zrzedła, kiedy się dowiedział, że nie bierzemy żadnej wycieczki, bo na tym głównie zarabia. Od razu zaczął kombinować, że w takim razie mamy zapłacić 20 JOD za podwózkę w jedną stronę, ale pokazaliśmy mu czarno na białym jego własną ofertę na bookingu i musiał to przełknąć. Zamówiliśmy u niego kolacje w formie bufetu za 10 JOD/os./dzień (do wyboru: placki chleba, sałatki, „leczo”, grillowane w podziemnym piecu warzywa, ryż i kurczak oraz herbata). W obozowej jadalni był wieczorem prąd, więc można było naładować baterie. Woda w prysznicu raczej letnia, więc radzimy się kąpać, póki nie zapadnie zmrok i nie zrobi się zimno.
- Mieliśmy swoją zgrzewkę wody, ale w sumie mogliśmy nabrać w obozowisku i tylko przefiltrować.
- Zaraz po przyjeździe do obozowiska, uzbrojeni w wydrukowaną z Google maps sporą mapę terenu i aplikację maps.me, ruszyliśmy w teren. W plecakach mieliśmy suchy prowiant i po 1,5l wody na głowę. Pierwszego dnia doszliśmy do małego skalnego mostku, mini-wąwozu z rycinami naskalnymi (i dziesiątkami turystów), a potem odbiliśmy z pełnego terenówek szlaku obchodząc górę Khazali. Tam już nie spotkaliśmy nikogo. Nie jest prawdą, że tylko jeepem dotrzecie do najlepszych miejscówek, bo cała pustynia jest przepiękna. Każda skała jest inna, a kilometr po kilometrze zmienia się panorama. Doświadczanie Wadi Rum pieszo jest bardzo satysfakcjonujące.
- Drugiego dnia rano polecieliśmy nad pustynią balonem (zamawialiśmy lot ok. miesiąc wcześniej, nie była wymagana żadna przedpłata). Loty organizuje firma Rum Balloon . Można rezerwować bezpośrednio u nich lub w obozowisku, w którym się nocuje. Lot rozpoczyna się o świcie jakieś 20-30 kilometrów od wsi Rum (zabierają jeepem z Visitor Centre przed wsią), kosztuje 130 JOD/os. (można też płacić w dolarach) i trwa ok. godzinę. Wznieśliśmy się do wysokości 1000 metrów, a widoki zwaliły nas z nóg! W przeciwieństwie do Kapadocji, gdzie latają dziesiątki balonów, tutaj jest to mało popularna atrakcja. Jeśli lubicie perspektywę z lotu ptaka, to pamiętajcie że latanie dronem bez specjalnego zezwolenia w Jordanii jest nielegalne i zostaje Wam balon, co serdecznie polecamy!
- Po powrocie z przestworzy znowu wyruszyliśmy w inny kawałek tej beżowo-pomarańczowej pustyni (popularne w sieci zdjęcia mocno czerwonych skał są podkręcane filtrami i jeśli chcecie poczuć się jak na Marsie, to się srodze zawiedziecie). Mijaliśmy postrzępione góry, wyschniętą, spękaną ziemię, skalnego grzyba i czerwonawe wydmy (choć nie tak intensywnie w kolorze jak w te na pustyni Namib, czy w australijskim outbacku), a nawet całkiem przypadkiem napatoczyliśmy się na dom Lawrence’a, który tak naprawdę jest kupką gruzu.
- Bezsprzecznie przydałby się jeszcze jeden dzień, żeby zobaczyć i poczuć więcej, ale mieliśmy ograniczony czas.
Pamiętajcie, że wyruszając samemu przez Wadi Rum pieszo:
- trzeba mieć ze sobą krem z filtrem SPF 50, podręczną apteczkę, okulary przeciwsłoneczne, czapkę/kapelusz, wodę i prowiant (oczywista oczywistość);
- musicie mieć dobrą orientację w terenie, dokładną mapę i najlepiej GPS, bo nie ma żadnych oznaczeń szlaków i można się zgubić wśród podobnych do siebie skałek;
- sklepiki są tylko we wsi, więc w prowiant musicie zaopatrzyć się wcześniej, najlepiej w jakimś większym mieście;
- na pustyni właściwie nie ma zasięgu telefonu, ani internetu;
- obozowiska nie są od siebie daleko położone, więc ewentualnej pomocy możecie szukać tam, chociaż zdecydowana większość z nich jest opustoszała w ciągu dnia;
- noce na pustyni są zimne (około zera stopni), a temperatura w ciągu dnia w lutym to 20-25 stopni;
- zimą skorpiony, węże i pająki śpią, ale w innych porach roku trzeba brać ich obecność pod uwagę;
- wstęp do Wadi Rum kosztuje 5 JOD/os., ale nikt od nas nie żądał żadnej zapłaty.
Łącznie w Jordanii spędziliśmy 7 dni i wyglądało to tak:
- Przejście granicy w Eilacie i odebranie auta w Akabie. Przejazd do Wadi Numeira
- Trekking w Wadi Numeira, kąpiel w Morzu Martwym, dojazd w gęstej mgle i zadymce śnieżnej (!) do wsi Dana (1240m n.p.m.)
- Trekking w Wadi Dana, przejazd do Petry
- Zwiedzanie Petry
- Przejazd do Wadi Rum, trekking po pustyni
- Lot balonem nad Wadi Rum, trekking po pustyni
- Powrót do Akaby, oddanie samochodu, przejazd do IZRAELA, gdzie czekały nas kolejne pustynne wędrówki
1 komentarz
Gratulujemy odwagi . Ten krajobraz wygląda jak wymarły świat. Zdjęcia przyprawiają o dreszczyk, a co dopiero w realu.